piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 2: Pieniądze jednak to... wszystko.

   Hałas w stołówce, który wcześniej wydawał się wprost nie do zniesienia, po tym, co usłyszałam od Karin, jakby zupełnie zniknął. Choć może po prostu nie miałam siły dłużej zwracać na niego uwagi. Było coś ważniejszego czym należało się przejmować. Na moment zatopiłam się we własnych myślach, zszokowana tym co usłyszałam. Na pierwszy rzut oka nie było nic dziwnego w takim smsie od brata. Można by pomyśleć, że naprawdę tęskni za swoją siostrą, której nie widział tak długo i nie może się doczekać ich spotkania. Choć to byłoby zdecydowanie gorsze od myśli, że to tak naprawdę zwykła ironia...
   Resztę czasu, aż do końca przerwy, spędziłyśmy w milczeniu. Karin, która nawet na moment nie podniosła wzroku znad swojego talerza, z wielkim trudem udało się wcisnąć w siebie kilka frytek. Widząc jej zupełny brak apetytu i tak byłam z tego zadowolona. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby jeszcze zemdlała z wyczerpania. W szpitalu nie byłabym w stanie pomóc jej w żaden sposób.
   Kiedy ze stołówki wychodziły ostatnie grupki uczniów, razem z Karin również podniosłyśmy się z zamiarem opuszczenia sali. Moja przyjaciółka, kiedy wsunęła krzesło, spojrzała mi prosto w oczy i wzięła głęboki oddech. Widziałam, że jej błyszczą się niebezpiecznie. Znowu była bliska płaczu. Co też musiała przeżywać będąc w takim stanie? Nienawidziłam z całych sił powodu jej zmartwień, choć jeszcze nigdy nie spotkałam go osobiście.
   Ku mojemu zdziwieniu, uśmiechnęła się lekko. Oczywiście, uśmiech ten nie wypadł najlepiej i wyglądał okropnie nienaturalnie na jej wprost krzyczącej z rozpaczy twarzy, ale byłam szczęśliwa, że Karin chociaż próbuje pozbierać się i wziąć w ryzy swoje emocje. Jeśli mamy jakoś rozwiązać jej problemy, o niebo lepiej jeśli nie będzie strzępkiem nerwów.
   Szybko ruszyłyśmy, tłocznym jeszcze od uczniów, korytarzem by zdążyć przed nauczycielem. Przed naszą klasą nie było zupełnie nikogo, tak jak przed sąsiednimi. Już położyłam rękę na drzwiach, kiedy to na ramieniu poczułam dłoń Karin. Nachyliła się nade mną i wyszeptała drżącym głosem, w którym oprócz strachu dało się wyczuć zawstydzenie:
   - Sakura, boję się...
   - Wiem Karin, wiem - powiedziałam, odwracając się i przytulając przyjaciółkę. - Ale możesz na mnie liczyć. Jakoś damy sobie radę - próbowałam dodać jej otuchy. W jej oczach nie widziałam już łez, co trochę mnie ucieszyło.
   Weszłyśmy do klasy, w której wszyscy prócz nas, siedzieli już na swoich miejscach. Szczęśliwym trafem nauczyciel przyszedł dopiero, kiedy już bazgrałam coś w zeszycie, ponownie rozmyślając o tym, jak mogę pomóc Karin.
   Ostatnia lekcja, którą był japoński, oderwała mnie od kłębiących się w głowie myśli, bo przez prawie piętnaście minut nauczyciel kazał mi czytać fragment tragedii jakiegoś znanego dramaturga. Gdy ukradkiem zerknęłam na przyjaciółkę, również wydawała się nieco spokojniejsza. No tak, ona uwielbiała takie rzeczy, także pewnie słuchała wszystkiego w skupieniu.
   Czas płynął szybko, dlatego też, nie wiedząc kiedy, już pakowałam swoje drobiazgi do torby.
   - Idziemy? - zapytała Karin. Wyglądała zdecydowanie lepiej niż przed paroma godzinami.
   - Pewnie.
   Wyszłyśmy, lecz nie było nam dane zacząć nawet konkretnej rozmowy, bo po chwili zostałyśmy zaczepione przez pana Jirayę, jednego z nauczycieli historii, jak też opiekuna gazetki szkolnej. Jak zwykle bił od niego niepohamowany optymizm, który wieńczył ogromny uśmiech, wprost nie schodzący z jego twarzy. Czasami zastanawiałyśmy się, jak on to robił, że podczas lekcji tak drastycznie poważniał?
   - Witajcie dziewczynki - zaczął słodko, jak to miał w zwyczaju - Karin, mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym zebraniu?
   - T-tak - wydawała się zmieszana, mówiąc to. Byłam wprost pewna, że zapomniała.
   - To świetnie. Mamy mnóstwo spraw do omówienia. - Stwierdził i zaraz powiedział jeszcze - Jeśli spotkasz gdzieś Fuyuki, to przypomnij jej o tym. Nie widziałem jej ostatnio, dam sobie głowę uciąć, że jeszcze nie została poinformowana.
   Nie byłam pewna, czy to najlepszy pomysł, by szła tam dzisiaj. Gdy odszedł, postanowiłam więc powiedzieć o tym Karin.
   - W porządku, pójdę - uśmiechnęła się. Tym razem wypadło to znacznie lepiej, choć nadal uśmiech nie był w stanie ukryć jej smutku. Widząc moją niepewną minę, dodała: - Nie martw się. Może przynajmniej przez chwile nie będę o tym myśleć. No, może...
   - Jak chcesz. Gdyby coś się stało, dzwoń natychmiast. - Przytuliłam ją na pożegnanie i już miałam odejść, kiedy coś jeszcze przyszło mi do głowy.
   - Karin! A dzisiaj też chcesz u mnie nocować? - spytałam.
   - Mhym - mruknęła i dodatkowo pokiwała przytakująco głową.
   Każda z nas poszła w swoją stronę. Karin na spotkanie członków gazetki szkolnej, a ja do domu. Nie należałam do żadnego klubu, bo tak naprawdę, nie wiedziałam, gadzie mogłabym wstąpić. Lubiłam trochę rzeczy, ale nic nie interesowało mnie na tyle, bym mogła to nazwać moją pasją. Postanowiłam więc, że nie dołączę nigdzie. Czasami było mi z tego powodu nieco smutno. W końcu prawie wszyscy po lekcjach szli na zajęcia klubowe, na których na pewno doskonale się bawili. Ale brak członkostwa posiadał też swoje zalety. Miałam więcej wolnego czasu po szkole, który mogłam wykorzystać na inne zajęcia i nie musiałam przejmować się, że jestem wobec kogoś zobowiązana...
   Cóż, to już ostatnia klasa liceum, także szybko minęło. Nie było sensu teraz o tym rozmyślać.
   Mieszkałam blisko szkoły, jakieś dwie ulice dalej. Kiedy śpieszyłam się, co zdarzało się często rano, gdy przez sen wyłączałam budzik i wstawałam już spóźniona, droga zabierała mi jakieś pięć minut. Tym razem jednak czas ten wydłużył się dwukrotnie, po nie miałam ochoty na bieg.
   Powoli spacerując, dotarłam do domu. Wynajmowałam małe mieszkanie w jednej ze starych kamienic, która jednak pomimo swojego wieku, prezentowała się z zewnątrz bardzo dobrze. Lubiłam ją, miała swój niepowtarzalny klimat, który wynagradzał nawet te wszystkie awarie prądu, zdarzające się ostatnimi czasy coraz częściej.
   Gdy tylko otworzyłam drzwi, przywitało mnie radosne szczekanie. Pao, mój piesek, jak zwykle zaczął na mnie skakać i próbował polizać. Nie był duży, więc nie mógł mnie przewrócić. Kiedyś próbowałam go oduczyć tego złego nawyku, ale nie udało mi się. Dlatego tak już zostało i zawsze, gdy wracałam, spotykało mnie to samo.
   - Pao, też się cieszę! - mówiłam, głaszcząc go po rudej sierści. Energicznie merdał ogonem i nie dawał za wygraną. Wiedziałam, co oznaczało to jego słodkie spojrzenie.
   - Jesteś głodny? - zapytałam, zdejmując buty. - Czekaj, zaraz ci coś dam.
   Poszłam do kuchni, a mój "wierny" pies ruszył za mną. Wyciągnęłam karmę i wsypałam mu ją do miski. Uzupełniłam też wodę, którą zdążył wypić. Z podniesionym ogon pałaszował swoje smakołyki, a ja w tym czasie poszłam się przebrać.
   Nadal nie miałam żadnego dobrego pomysłu jak pomóc Karin. To nie takie proste, w końcu to jej rodzina, jej rodzony brat.
   Po deszczowym poranku, słońce świeciło już teraz przyjemnie. Włączyłam telewizor, po chwili wyłączyłam go i rzuciłam pilota na sofę. O tej porze puszczali tylko powtórki jakichś głupich seriali i równie idiotyczne teleturnieje.
   Odnalazłam swoją starą torbę i włożyłam do niej koc i pamiętnik.
   Zakładając buty, zawołałam jeszcze:
   - Pao, idziemy!
   W końcu jemu też należy się trochę ruchu na świeżym powietrzu.



   Ostatnie lekcje nie były takie złe i minęły niespodziewanie szybko. Z resztą, po porannej historii nie mogło mi się przytrafić już nic gorszego, a już na pewno, nic bardziej nużącego.
   Wychodząc ze szkoły zauważyłem, że wypogodziło się. Byłem pewien, że kiedy lekcje się skończą, będziemy mieli przyjemność podziwiać piękną burzę. W końcu czarne chmury, które zbliżały się do nas, nie wróżyły niczego innego. Cóż, widocznie powędrowały w inne miejsce. Mogłem mieć tylko nadzieję, że jeszcze kiedyś powrócą.
   Westchnąłem. Znowu jakaś grupka dziewczyn gapiła się na mnie, w dodatku zawzięcie szeptały coś do siebie. Mogłem się domyślić o czym, a raczej o kim, rozmawiały. Zastanawiałem się, czy one nie mają nic lepszego do roboty. Czyżby nie musiały się uczyć? No już, do książek, testy się zbliżają.
   A może by tak kiedyś spróbować się z którąś umówić? Nie, bez przesady, mam masę ważniejszych spraw na głowie. Swoją drogą, ciekawe, co by zrobiły, gdybym do nich zagadał?
   Byłem już prawie przy bramie szkolnej, kiedy z rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos. W dodatku nie był to głos żadnej rozchichotanej dziewczyny, co mnie zdziwiło. Nie był piskliwy, a niski i głęboki. Zdecydowanie należał do jakiegoś osobnika tej samej płci.
   - Uchiha, poczekaj! - krzyczał za mną.
   Zatrzymałem się i odwróciłem w stronę wołającej mnie osoby. Nie wiem, co zszokowało mnie bardziej: to, że tym, kto dogonił mnie, był nie kto inny a Neji Hyuuga, czyli osoba, która nie przepadała za mną, z wzajemnością w dodatku, czy to, że już zaraz prosił mnie o coś, czego w życiu bym się nie spodziewał.
   Już po chwili stanął przede mną ze swoją wyszukaną, dostojną miną. Patrząc, sprawiał wrażenie, jakby wszyscy ludzie wokół byli co najmniej gorsi od niego.
   Spojrzałem na niego pytająco, nie odzywając się na razie. Czekałem, aż on to zrobi.
   - Uchiha, mam dla ciebie propozycje - zaczął poważnie - nie, może nie propozycję, prośbę.
   - Prośbę? Jaką? - spytałem pomijając wszystkie złośliwe teksty, które kłębiły się w mojej głowie, czekając na swój dzisiejszy debiut.
   Neji milczał chwilę, jakby dobierał w myślach odpowiednie słowa, by ułożyć z nich stosowne, dokładnie dopasowane do zaistniałych warunków, zdania.
   - Mamy pewien problem. Prawdę mówiąc, znaleźliśmy się w bardzo nieciekawej sytuacji. - Po tym wstępie byłem szczerze ciekaw, o co mogło chodzić, dlatego też słuchałem uważnie. - Jak wiesz, za dwa tygodnie w naszej szkole ma się odbyć festiwal. I jak zapewne zdążyłeś zauważyć, bo nie ma nawet takiej opcji, byś to pominął, choć w sumie po tobie można się wszystkiego spodziewać, jego główną atrakcją ma być sztuka wystawiana przez nasz klub teatralny. Jednak, jak mówiłem, mamy problem i musisz nam pomóc.
   - Muszę wam pomóc, tak? - zakpiłem. - A niby czemu?
   - Uchiha, ty nic nie rozumiesz. Mogłem się domyślić, że z takim debilem jak ty nawet nie ma co gadać, ale niestety, nie mamy innego wyjścia - stwierdził z niemałą złością, po czym kontynuował. - Musisz do nas dołączyć.
   - Co?! - zatkało mnie. Miałem dołączyć do klubu teatralnego? W ostatnim roku liceum? Ja? Z jakiej racji? Chyba śnił, albo w istocie spał i spadł z łóżka, uradzając się w głowę, przez co coś mu się tam w środku poprzestawiało. Albo miał urojenia i jakieś głosy podpowiedziały mu ten szalony pomysł. To jakaś kpina. Bardzo dobry żart. Udał mu się tym razem. Mam się już śmiać? 
   Nic mnie nie zmusi do czegoś takiego. Nawet nie ma mowy.
   - To co powiedziałem. Musisz do nas dołączyć - powtórzył już spokojniej. - Naoki miał poważny wypadek. Jechał z rodzicami i ich samochód zderzył się z ciężarówką. Na szczęście wszyscy przeżyli, jednak mają duże obrażenia. Dlatego nie ma mowy, żeby Naoki wyszedł przed festiwalem. Brakuje nam teraz jednej osoby i to ty musisz go zastąpić.
   Naoki miał wypadek? Nie słyszałem o tym, co było bardzo dziwne. W szkole powinno już o tym huczeć, a nie słyszałem żadnych gorących plotek. Co prawda, nie interesuję się nimi, ale mimo wszystko, taka wiadomość dotarłaby i do mnie. Ta cisza i spokój nie pasowały mi jakoś do układanki.
   Jednak jeśli to prawda, współczułem mu. To była jedyna osoba z paczki Nejiego, którą lubiłem. Prawdę mówiąc, Naoki był całkiem w porządku.
   - Hyuuga, nie rozpędzaj się. Ja nic nie muszę - powiedziałem wreszcie stanowczo.
   - Jeśli się nie zgodzisz, nici z przedstawienia. Nie rusza cię to, że przez ciebie ten festiwal, to będzie jedna wielka klapa? - zapytał retorycznie. - No tak, wielki pan Uchiha ma w dupie wszystko i wszystkich. Inni się w ogóle dla ciebie nie liczą? Mógłbyś czasem pomyśleć o kimś innym niż o sobie. Wiesz ile pracy włożyli w te przygotowania? Cholernie dużo. Ale ty nie masz o tym pojęcia. - Był wkurzony, bardzo wkurzony. Zastanawiało mnie tylko czy naprawdę, czy dawał mi właśnie pokaz swoich umiejętności aktorskich. Jeśli tak, niezły był, bo przyznam, że jego słowa trochę mnie przejęły.
   - Pieprzony, egoistyczny chuj - dorzucił na koniec. W tym momencie powinienem go po prostu uderzyć, nikt nie będzie mnie przecież bezkarnie obrażał. Ale powstrzymałem się, choć nie było to łatwe. Postanowiłem poczekać jeszcze chwilę, nim Hyuuga otrzyma to, na co zasłużył.
   Rozejrzałem się. Sporo osób przyglądało się nam ukradkiem. No tak, dwaj wrogowie rozmawiają ze sobą publicznie i jeszcze nie rzucili się sobie do gardeł. Wspaniały pokaz.
   - A dlaczego to muszę być ja? Nie możecie znaleźć sobie kogoś innego? - zadałem mu pytania, które nie dawały mi spokoju. - Hyuuga, nie chce mi to przejść przez gardło, zwłaszcza przed tobą, bo w końcu  jest ze mnie taki egoistyczny chuj, no ale, prawda jest taka, że nie mam zielonego pojęcia o aktorstwie. Rozumiesz? Nigdy nie grałem w żadnym przedstawieniu. Nawet w przedszkolu.
  - To akurat nie jest problem - nagle jego wściekłość całkowicie wyparowała, kiedy zdał sobie sprawę, że negocjacje jeszcze nie skończone. - Kwestie Naokiego podzieliliśmy między siebie i niewiele tego dla ciebie zostało. W dodatku to, co dla ciebie mamy, zagra nawet dziecko, bo jest banalnie proste. Nie mówiąc już o tym, że masz może pół strony do zapamiętania. Także bez obaw, nawet takie beztalencie jak ty sobie poradzi. Nie bój się, mózgu, którego i tak nie masz, nie przegrzejesz.
   - Skoro to może zagrać każdy, to dlaczego tak ci zależy, żebym to właśnie ja wystąpił? - wyczuwałem w tym podstęp. Było w tym coś podchwytliwego, jakiś haczyk...
   - Ehh...Uchiha, Uchiha... - westchnął, jakby miał do czynienia ze skończonym idiotą - Przecież mówiłem, że ktoś musi zastąpić Naokiego. A jak wiesz, to jeden z najbardziej popularnych chłopaków w szkole. Bez niego na sztukę na pewno przyjdzie o wiele mniej ludzi, zwłaszcza...dziewczyn. No, chyba, że zastąpi go ktoś równie popularny...
   - Czyżbyś właśnie przyznał, że dziewczyny wolą mnie, nie ciebie? - przerwałem mu, uśmiechając się przy tym paskudnie. Nie ukrywam, że starałem się zgrabnie zmienić temat.
   - Tego nie powiedziałem. - Hyuuga widocznie nie miał zamiaru kłócić się o to tym razem.
   - Nie ma mowy żebym się zgodził - oznajmiłem kategorycznie. - I nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą inni. Tak w ogóle, to dlaczego ty przyszedłeś do mnie? Nie mogli wysłać kogoś innego, kto nie działa mi tak na nerwy?
   - Pewnie, że mogli. Ale sam się zgłosiłem. Chciałem zaoszczędzić innym użerania się z takim patałachem - ostatnie słowa aż zionęły jadem.
   - Niestety będziesz musiał przynieść im niemiłą nowinę. Kiepski z ciebie posłaniec - zadrwiłem.
   - Uchiha - nagle spoważniał - wiem, że mnie nie lubisz. Uwierz mi, ja ciebie też nie lubię i to bardzo. Ale tym razem nie chodzi o mnie i o ciebie, tylko o klub. Dlatego, proszę cię, dołącz i pomóż nam!
    Zamurowało mnie. Neji Hyuuga, najbardziej znienawidzona przeze mnie osoba w szkole, właśnie, oficjalnie poprosiła mnie o przystąpienie do klubu teatralnego. Wielki Neji Hyuuga był zdany na moją łaskę. Miałem ochotę zaśmiać się zwycięsko, ale powstrzymałem się.
   - Nie. Nie mam ochoty pomagać ani wam, anie tym bardziej tobie, zwłaszcza, że nic oprócz niepotrzebnych kłopotów i straty czasu nie będę z tego miał. Odmawiam.
    Hyuuga prychnął z pogardą. Wcale nie wydawał się zbity z tropu przez moją stanowczą odmowę. Był równie pewny siebie jak zawsze. Nie wyczuwałem w nim nawet odrobiny niepewności od początku naszej rozmowy. Jakby wszystko szło po jego myśli. Jak gdyby to on był panem sytuacji.
   Właśnie dlatego go nienawidziłem. Choć nie wyłącznie dlatego.
  - Czyli o to chodzi? - prychnął ponownie. - No tak, bezinteresowna pomoc nie jest w stylu takiego dupka. Ale to nie tak, że nic byś z tego nie miał - uśmiechnął się podstępnie. - Bilety na sztukę są płatne, a my zgarniamy 90% dochodów ze spektaklu. I większość dzielimy między siebie. Ty też dostałbyś swoją część.
   Dziewięćdziesiąt procent dochodów? Ciekawe ilu członków liczy ten klub. Mimo wszystko, to mogłoby mi się opłacać. A z moimi problemami finansowymi każdy grosz się liczył, także nie było co wybrzydzać. Jeśli nadarzyła się możliwość, by zarobić chociaż trochę, trzeba było z niej skorzystać.
   Nastąpił moment, w którym należało schować dumę do kieszeni.
   - Wchodzę w to - oświadczyłem po krótkich kalkulacjach.
   - No, no...szybko zmieniłeś zdanie. Mogłem od razu o tym wspomnieć, to nie musiałbym sobie tak psuć nerwów i spędzać tyle czasu w obecności idioty. Cóż, mimo tego, cieszę się - poklepał mnie po ramieniu lecz strzepnąłem jego dłoń.
   - To teraz chodź. Wszyscy czekają w sali klubowej. Tam opowiem ci o wszystkich szczegółach.
   - Ehh... - westchnąłem. Wszystko wskazywało na to, że miałem spędzić w obecności tego głupka jeszcze sporo czasu. Nie wiedziałem, czy będę w stanie to wytrzymać. Chyba jednak przesadziłem z tym materializmem...



   Trawa w parku była jeszcze wilgotna. Na szczęście przewidziałam to i zabrałam ze sobą gruby koc. Dzięki temu teraz siedziałam na nim wygodnie będąc w swoim ulubionym miejscu nad jeziorem, pod starą wierzbą. Pao leżał obok mnie, zmęczony pogonią za gołębiem, który ostatecznie znudzony zaczepkami psa, odleciał obrażony. Alejkami co jakiś czas przechadzali się ludzie, lecz dzisiejszego popołudnia było ich znacznie mniej, niż przypuszczałam.
   Spokojna atmosfera koiła moje napięcie spowodowane problemami Karin. Wreszcie mogłam się odprężyć i czystym umysłem pomyśleć o jakimś rozwiązaniu. Choć odłożyłam to na razie. Aktualnie zapisywałam swoje myśli w pamiętniku, który również ze sobą zabrałam.
   Jednak to byłoby zbyt piękne, gdybym miała za dużo czasu na relaks. Nie dane mi było długo cieszyć się świętym spokojem, bo już kilka minut później, usłyszałam czyjeś kroki stąpające po trawie. Nie odwróciłam się jednak i postanowiłam to zignorować. Lecz kiedy usłyszałam czyjś głos nade mną, zamknęłam gwałtownie pamiętnik.
   - Hej maleńka! Co taka piękna dziewczyna robi tutaj sama? - mówił uwodzicielsko wysoki brunet. Wyglądało na to, że był trochę starszy ode mnie. To co rzucało się w oczy w jego wyglądzie, to śmieszny, czarny kaptur z uszami. Zawsze chciałam taki mieć, jednak w tym wypadku, nie byłam pewna, czy chłopakowi wypada taki nakładać. On widocznie nie przejmował się takimi drobnostkami.
   Gdy tylko się odezwał, Pao obudził się i podniósł jak oparzony. Zaczął na przemian szczekać i warczeć na chłopaka. Musiałam szybko chwycić smycz, by zwierzak nie rzucił się na niego. Chyba nieznajomy nie spodobał się mu.
   - Cześć - powiedziałam. Pao zaczął szarpać coraz mocniej, co mnie trochę zdenerwowało. - Jak widzisz, nie jestem sama - wskazałam głową na Pao - a mój przyjaciel chyba nie przepada za towarzystwem nikogo oprócz mnie. Także, dobrze by było, gdybyś zostawił nas samych - starałam się, by te słowa zabrzmiały stanowczo, ale równocześnie jak najbardziej uprzejmie.
   - O, jaka szkoda - udawał przejęcie. - Ale wiesz, ja bardzo lubię takie małe pieski. Na pewno udało by nam się zaprzyjaźnić - wykonał krok w stronę Pao, próbując go pogłaskać. Ten jednak najeżył się i gdyby chłopak na czas nie cofnął ręki, jak nic, zostałby ugryziony.
   - Taki mały, a taki agresywny - skomentował jego zachowanie nad wyraz spokojnie. - Widziałem, że wcześniej coś pisałaś... - próbował zmienić temat.
   - Tak, ale to nie twoja sprawa - ucięłam jego wypowiedź krótko i zwięźle.
   - Oj, nie musisz być od razu taka niemiła. Powiedz chociaż, jak masz na imię - dalej próbował złapać mnie w swoje sidła. Cóż, był przystojny, ale zupełnie nie w moim typie.
   Już miałam powiedzieć mu, żeby dał mi spokój, ale w tej samej chwili, z dużą prędkością, podbiegł do nas jeszcze jakiś chłopak. Ten z kolei miał rude, prawie czerwone włosy i był trochę niższy od bruneta. Miał za to piękne, zielone oczy, które przyciągały niczym magnes. Na jego twarzy malował się niepokój.
   - Kankuro, tutaj jesteś! - krzyczał do kolegi. - Nie ma czasu na pierdoły! Chodź, musimy się pośpieszyć!
   Mówiąc to, złapał chłopaka za rękę i pociągnął za sobą. Ten wyrwał mu się, lecz podążył za nim. Wzruszył ramionami i rozłożył ręce w geście poddania. Na pożegnanie zdążył posłać mi całusa i rzucić: "Do zobaczenia maleńka!", po czym pobiegł za przyjacielem. Z daleka zobaczyłam jeszcze, że kawałek dalej, do biegnącej dwójki dołączyła jakaś blondynka.
   - Ciekawe, dlaczego tak się śpieszyli? - zastanawiałam się i spojrzałam na psa, który nadal stał, gotowy wyrwać mi się i pobiec za nieznajomymi.
   Prawdę mówiąc, cieszyłam się, że chłopak z kapturem z uszami dał mi spokój. Lecz w głębi serca odczuwałam pewien zawód, a blask intensywnie zielonych tęczówek, które, gdy sobie później przypominałam, wydawały mi się przepełnione smutkiem, nie chciał odejść z mojej głowy.
   Pogłaskałam Pao po łebku, kiedy uspokoił się nieco i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Minutę później już wracałam do domu.



   Sala klubu teatralnego, była obszerniejsza niż innych kółek i posiadała dodatkowe pomieszczenie przeznaczone do przechowywania strojów i rekwizytów. Gdy weszliśmy do środka, nie znajdowało się tam jednak zbyt wiele osób. Spodziewałem się większych tłumów.
   - Sasuke! Jak dobrze, że przyszedłeś! - zawołał jakiś chłopak, którego pierwszy raz widziałem na oczy. Jak się później okazało, był to przewodniczący klubu. Podbiegł do mnie w podskokach i ścisnął moją rękę, potrząsając ją kilkukrotnie. Zaczął opowiadać mi wiele niepotrzebnych rzeczy, których i tak nie słuchałem. Później przedstawił mi pozostałe osoby, które do tej pory zajęte były malowaniem dekoracji lub szyciem kostiumów. Przywitałem się z nimi, choć nie siliłem się na przesadną grzeczność. Cały czas zachowywałem dystans i zupełnie nie podzielałem entuzjazmu, który odkąd mnie zobaczył, przejawiał Haku. Hyuuga gdzieś wyparował, z czego akurat byłem zadowolony. Im rzadziej musiałem oglądać jego paskudną twarz, tym lepiej.
   - ... i właśnie dlatego pojawisz się na początku i pod koniec sztuki. Zobaczysz, to proste! Myślę, że poradzisz sobie doskonale. I coś czuję, że jeszcze ci się to spodoba! - Trajkotał przewodniczący jak nakręcony. Gdy tak na niego patrzyłem, przyszło mi na myśl, że jest wprost stworzony do gry na scenie.
   - Tak, tak...-  przytakiwałem, wypuszczając puszczając jego słowa mimochodem.
   Nagle przypomniałem sobie o czymś ważnym.
   - Haku, wieczorami pracuję, także nie będę mógł zbyt długo przesiadywać na próbach - poinformowałem go. Lepiej było od razu postawić sprawę jasno, niż potem mieć jakieś problemy. Nie będę przecież poświęcał pracy dla takiego czegoś.
   - Oczywiście, nie ma sprawy! Wystarczy, że wpadniesz na godzinkę, dwie od czasu do czasu... - gdy to powiedział , zdałem sobie sprawę, w co się właśnie wpakowałem.
   Powitajcie Sasuke Uchihę, nowego aktora, z którego na siłę pragną zrobić gwiazdę. Brzmi zabawnie, nieprawdaż?

 *** 
Chciałabym bardzo przeprosić na to, że musieliście tak długo czekać na drugi rozdział. Ale udało mi się go nareszcie ukończyć. I tym razem wydaje mi się, że jest długi, tak jak obiecałam. Mam nadzieję, że nie zawiodłam was i rozdział wam się spodoba. Ja nie jestem z niego do końca zadowolona, bo jakimś dziwnym sposobem wyszedł zupełnie inaczej niż planowałam ^^ Ale tak już mam, że jak zaczynam pisać, to ciągle zmieniam swoje pomysły i wychodzi coś dziwnego. Tym razem było dużo o Sasuke, a w kolejnym rozdziale po raz pierwszy pojawi się ukochany brat Karin :D Do następnej! :)

14 komentarzy:

  1. hej :)
    nie martw się nie zawiodłaś!!! rozdział bardzo mi się podoba, i czy pisałam już, że sprawiłaś, i współczuję Karin? xd ciekawe, co zrobił jej brat, że aż tak się go boi ;p biedna :c heh Sasuke w klubie teatralnym? czemu nie, zapowiada się ciekawie. haha miałam przed oczami taki piękny obraz Haku, gdy oprowadzał Saska. zgadzam się z Sasuke, on zdecydowanie nadaje się na scenę :)
    ohoho, czyżby Sakura poczuła coś do Gaary ?
    robi się ciekawie! :D
    pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uffff...co za ulga :) Bo naprawdę zaczynałam się tym już martwić ^^
      Chyba pisałaś już o tym, ale i tak się cieszę!
      Właśnie tak się zastanawiałam, kto by do klubu teatralnego pasował i do głowy przyszło mi, że to mógłby być Haku :)
      Nie powiem czy Sakura coś do niego poczuła, bo z nią to nic nie wiadomo, ale mogę zagwarantować, że Gaara pojawi się jeszcze :)

      Usuń
  2. Ohayo. :) Oczekiwanie na nowy rozdział wręcz okrutnie mi się dłużyło, dlatego bardzo ucieszyłam się widząc, że dodałaś coś nowego. :3
    Jak na razie za cholerę nie mogę rozgryźć jak chcesz połączyć lasy tytułowej dwójki. Wydają się życz w zupełnie innych, że tak powiem, światach.
    Sakura w tym rozdziale nie odegrała jakiejś znaczącej roli, jednak za posiadanie Pao ma u mnie plusa. :3 Uwielbiam czworonogi, nawet dziś się do mnie jeden przypałętał i nie odstępował na krok robiąc nie małe zamieszanie wokół siebie, przez co myśląc, że jestem jego właścicielką, ratownik wyrzucił i mnie i jego znad jeziora. :D Mniejsza, wracając do rozdziału nie mogę się doczekać kiedy wreszcie pojawi się bart Karin. Myślę, że będzie to też w pewnym sensie kluczowy moment. Ciekawi mnie czy wprowadzisz swojego bohatera, to tak zwane OC, czy może bratem Karin okaże się dobrze znana nam postać z anime?
    Jeśli chodzi o Sasuke, to nie mam żadnych przeciwwskazań, by został "aktorem". ;D Sama należę do kółka teatralnego w swojej szkole i okropnie się wczuwam w każdą akcję i robię wszystko z całym sercem, więc trafiłaś w mój gust. Jestem ciekawa jak pójdzie Sasuke, w końcu nie jest do tego nastawiony zbyt dobrze.
    Po notce został mi spory niedosyt, więc nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału i życzę baardzo duzo weny. Buziaki. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Połączę ich losy... na pewno... jakoś mi się uda... no, nie mam wyjścia, prawda? xD Żartuję, mam już wszystko zaplanowane, także bez obaw ^^
      Tak się składa, że ja też uwielbiam psy, dlatego nie mogłam się oprzeć i Sakurze stworzyłam takiego milutkiego przyjaciela :) A wiesz, że ostatnio, kiedy byłam nad zalewem, też jakiś pies się mnie uczepił i nie chciał odpuścić. Na szczęście ratownika to nie obchodziło ;p
      To mogę powiedzieć, bo nawet w "Bohaterach" zapisane jest, że brat Karin ma na imię Suigetsu... także, tyle mogę zdradzić.
      Hahaha :D Sasuke bardzo się to nie podoba, ale wizja pieniążków wszystko mu wynagradza ^^
      Dzięki :*

      Usuń
  3. Rozdział rzeczywiście był o wiele dłuższy niż poprzednie. ^^ I tak ma pozostać. ;D
    Nie lubię Karin, ale jakoś tak zrobiło mi się jej żal. Sakury też.. trudno patrzeć jak twój przyjaciel cierpi.
    Hyuga i Uchiha się nienawidzą. Dlaczego mnie to nie dziwi. xD
    Ten tekst, że dziewczyny bardziej wolą Sasuke mnie rozwalił.
    Swoją drogą nie wiedziałam, że Sasek jest aż takim materialistą i za kasę zgodzi się zagrać w tym przedstawieniu. :o
    Kankuro.. bardzo lubię tę postać. :33 Może ten chłopak to był Gaara? I o co wgl chodziło, że tak szybko uciekli?
    Cały czas jest tajemniczo, więc bardzo mi się podoba.
    No i jak przeczytałam, że w przedstawieniu gra Haku. Uwielbiałam go w anime, on był cudowny. <33
    Znalazłam jeden błąd: "nie miła" - niemiła.
    Poza tym wszystko w porządeczku.
    To czekam na kolejną notkę i niech cię wena nie opuszcza. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się, bo jak zorientowałam się, że moje życie jest zagrożone, to wolałam nie ryzykować :D

      Uwielbiam skłócać Hyuugę i Uchihe, dlatego nie mogłam się powstrzymać, żeby tym razem również nie zrobić z nich wrogów :D
      Saske ma po prostu ogromne kłopoty finansowe, stąd jego materializm. Ale dostał ostatnio pracę. Zobaczymy, czy mu tam dobrze pójdzie ^^
      Tak, to był Kankuro i Gaara. Uciekali bo... ale tego nie zdradzę ;p
      Haku! Tak, on jest wspaniały i również go uwielbiam :)

      Błąd już poprawiłam. Dzięki wielkie za wskazanie mi go :)
      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. nie lubię komentować, bo nie wiem co pisać, ale czasami zdarzają się takie blogi, których nie da się nie skomentować i jednym z takich blogów jest twój.. masz niezły pomysł i wspaniale go prezentujesz
    niech się ciebie wena trzyma i dawaj następną notkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że jednak postanowiłaś skomentować! Bardzo mnie to cieszy i naprawdę, ogromnie dziękuję za pochwałę :) Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również Ci się spodobają :)

      Usuń
  5. Hello!
    Na wstępie- nie wiem czy ci już o tym pisałam czy nie, ale masz bardzo ładny szablon! :)

    Zastanawiam się kim jest ten straszny brat Karin, nie mam żadnego pomysłu szczerze mówiąc. No i jak połączysz ścieżki Sakury i Sasuke? Ta sprawa intryguje mnie najbardziej :)
    Rozdział faktycznie jest dłuższy co mnie niezmiernie cieszy, mam szczerą nadzieję że następne będą podobnej długości. Pisz szybko i nie każ nam czekać!
    Weny życzę, buźka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, Hello! :D
      Nie wiem, ale dzięki. Namęczyłam się, żeby go zrobić, więc cieszę się, że się podoba xD

      Starszy brat Karin to Suigetsu (co jest napisane w "Bohaterach"). Lecz tak naprawdę z kanonicznej postaci odziedziczył chyba jedynie imię i wygląd. No, ale jeszcze nic nie wiadomo. Może jednak nie będzie różnił się tak bardzo...
      Hahaha! Sasuke i Sakura kiedyś na pewno się spotkają. Ale dopiero w swoim czasie :)
      Dziękuję bardzo! :*:*

      Usuń
    2. Faktycznie, dopiero dojrzałam tą zakładkę, ale gafa xD mam nadzieję, że nie zrobisz z niego bardzo podłego typa, jakoś do niego nie pasuje mi inny charakter niż ten w mandze hehehe ^^

      Usuń
    3. Każdemu się może zdarzyć ^^
      No tak... trochę inny charakter ma, ale cóż xD

      Usuń
  6. Daj tu proszę cię GaaMats! Plis! A rozdział mi się jak najbardziej podobał.... Ja mam zboczone myśli co do tego czemu Karin nie cierpi swojego brata.
    Może on ją kiedyś zgwałcił?
    Tak czy siak czekam na next'a

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. GaaMast tu to nie bardzo xD
      Co do Suigetu, może tak, a może nie... kto to wie xD

      Usuń

"Otwórz oczy, zobacz sam... przed nami mgła."